piątek, 27 marca 2015

Te Quedaras - Rozdział 23

Dziś obudziłam się w lepszym humorze, mimo wszystko to mój ostatni dzień więc nie chce go spędził płacząc. Wstałam z łóżka, nie chciałam wstać ale kogoś ręka mi przeszkadzała, a mianowicie ręka Martina. Przyciskał mnie mocno do siebie, co powodowało że nie mogłam się podnieść.
-Martin puść mnie - szepnęłam cicho do jego ucha.
-Gdzie Ty się w ogóle wybierasz? - spytał całując moje policzki i schodząc ustami ku szyi.
-Do pracy - odpowiedziałam starając się go odepchnąć, co nie wychodziło mi najlepiej.
-Ej nie pójdziesz tam tym bardziej, że wiadomo kto tam pracuje z resztą jutro wyjeżdżamy - powiedział zły i usiadł na mnie okrakiem.
-I tak muszę dziś tam iść, wypowiedzenie samo się nie złoży dlatego też zejdź ze mnie. Pójdę tam jeszcze dziś przepracuje dzisiejszy dzień i odbiorę pensję - zepchnęłam w końcu Martina co nie było łatwe. Wbiegłam do łazienki zatrzaskując drzwi, jakoś nie chce mieć dodatkowych widzów jak będę brała prysznic. Szybko się umyłam i wyszłam po ciuchy jak już wspominałam zostawiłam jeszcze na dziś i jutro ciuchy, a reszta jest spakowana w walizkach. Założyłam białą koszulę, która opinała się nieco na moich piersiach, do tego wciągnęłam czarną krótką spódniczkę i włożyłam wysokie szpilki. Dokończyłam w błyskawicznym tempie szykowanie się i jak najszybciej wyszłam z domu, nie chciałam żeby Martin zobaczył mnie w takim stroju. Nie dość, że był sceptycznie nastawiony do mojego dzisiejszego pójścia do pracy to jeszcze jak by zobaczył te ciuchy, nie oszukujmy się wyglądałam seksownie i to nawet bardzo. Jak zawsze z głupim szczęściem w ostatniej chwili zdążyłam na autobus. Wbiegłam do niego zdyszana, oczywiście nie obyło się bez gwizdów jakiś pustych napaleńców. Droga do pracy minęła mi zaskakująco szybko i już po nie długiej chwili stałam przed pokaźnym budynkiem. Weszłam dużo mniej pewnie niż zawsze i czekałam na windę, na moje jak przypadło szczęście obok mnie po jakiejś sekundzie stanął Ucker. No i co mi przyszło nie dość, że pracować z nim w jednym gabinecie to jeszcze jechać z nim windą. O właśnie co do windy to zjawiła się jak za machnięciem magicznej różdżki. Jak na dżentelmena przystało Ucker przepuścił mnie, miałam nadzieję że jak wejdę drzwi od razu się zamkną i on nie zdąży wejść, ale tak się nie stało. Staliśmy po dwóch przeciwnych stronach windy co chwile zerkając na siebie. Gdy tylko drzwi się otworzyło wyszłam jak najszybciej i w tempie błyskawicznym podążyłam do ,,naszego" gabinetu. Siedziałam już z dobre 20 minut, a Uckera dalej nie było zastanawiałam się gdzie go wywiało. Wypełniałam jakiś raport swoją drogą, to ostatni raport który wypełniam w tej firmie i bum! Coś mi się zacięło, zaczęłam napieprzać w klawiaturę ale nic nie pomagało.
-Co ona Ci zrobiła? - teraz się pojawił jaśnie Pan, jak zawsze w odpowiednim momencie.
-Zacięło się cholerstwo - mówiłam zła dalej wyładowując się na tej biednej klawiaturze.
-Proszę i daj to zrobię - postawił na moim biurku śniadanie i kawę. Nachylił się nade mną nacisnął jakieś 2 klawisze i ponownie w magiczny sposób wszystko zaczęło działać. Dziś mamy chyba jakiś międzynarodowy dzień magii.
-Dziękuje nie trzeba było - no cóż nawet i ja muszę czasem temu tłumokowi za coś podziękować. Zdziwiło mnie to, że Ucker nawet nie wspomniał o zdarzeniach które miały miejsce 2 dni temu, ale może to i lepiej.
-Trzeba było, inaczej jak byś wypełniła ten raport do końca - spojrzał się na mnie i słodko uśmiechnął.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi - zaczęłam znów wypełniać dokument. Po jakiś błogich 20 minutach ciszy Ucker musiał to przerwać.
-Dul co to do cholery jest? - krzyknął wściekły.

----------------------------------------------------------------------------------------
                                                      Hejo :)
Wiem, że rozdział jest cholernie krótki ale to dlatego że to już ostatnie rozdziały i nie chce żeby byłe jakieś mega długie. No więc zostały nam tylko 2 rozdziały + epilog i pożegnamy się z tym opkiem. Więc chce jeszcze dodać, że kolejny pojawi się jak skończę pisać 24 i 25 :)

niedziela, 22 marca 2015

Te Quedaras - Rozdział 22

Wstałam rano, leniwie przeciągnęłam się na łóżku. Przejechałam ręką na miejsce obok i było puste, czyli tak jak mogłam się spodziewać Martina już nie było. Jedyne co rzuciło mi się w oczy to mała niebieska karteczka na pościeli. Wzięłam ją do ręki, przetarłam oczy i otworzyłam.
,,Dul pojechałem zabukować bilety na lot, a później do pracy- Martin"
Nie no teraz to jeszcze mnie dobił, myślałam że ten cały jego pomysł to zwykły chwilowy wymysł, jednak to prawda on na prawdę chce wyjechać i wziąć ten cholerny ślub. Moim zdaniem jest to małe, nie dużo przegięcie. Przecież wczoraj były zaręczyny, a już za tydzień ślub. Wstałam, nie wyczłapałam się z łóżka. Chciałam wyjść z pokoju, jednak w moją nogę coś się wbiło, usiadłam szybko na podłogę, jak się po chwili okazało było to szkło. Siedziałam zastanawiając się skąd ono się wzięło i wtedy mnie oświeciło. To pieprzone zdjęcie musiała się zbić szybka. Zaczęłam go nerwowo szukać, jak by nie było miało dla mnie jakąś wartość sentymentalną. Byłam już ostro poddenerwowane jego nigdzie, dosłownie nigdzie nie było. Po jakiś 20-30 minutach szukania poddałam się i zeszłam zrobić śniadanie, bo głód coraz bardziej mi doskwierał. Byłam sama nie mam pojęcia co się z tymi ludźmi dzieję, ciągle gdzieś ich nosi. Wychodzą rano wracają nawet nie wiem kiedy. Siedząc przy stole, powolnie przeżuwałam płatki. Tak wiem dosyć kreatywne śniadanie, jednak nie miałam ochoty na nic więcej. Nie pozmywałam po sobie i usiadłam przed telewizorem, włączyłam jakiś nudny teleturniej. Podkuliłam nogi pod brodę i przyglądałam się ślepo w ekran, moje oczy się zaszkliły. Po chwili już płynęły z nich łzy, byłam załamana. Perspektywa życia ustatkowanego u boku Martina mnie przerażała, nie chciałam być uwięziona do końca życia, a małżeństwo do tego prowadziło. Płakałam tak już z dobre 10 minut, wtedy otarłam oczy i zdałam sobie sprawie, że nie mogę się załamywać będzie dobrze, a jak mi się nie spodoba to po prostu wezmę rozwód.

Wstałam szczęśliwa, ale tak szybko jak uśmiech pojawił się na mojej twarzy tak samo szybko zszedł. Nie było przy mnie Poncho, nigdzie dosłownie a na dodatek nie obudziłam się w jego ramionach, a w jego łóżku. Szybko i energicznie wstałam z łóżka i wybiegłam jak burza do salonu, tam też go nie było. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać, tak płakać ten facet niszczy mnie od środka. W sumie nie tylko on, a co uczucie którym go darze. Po nie długiej chwili usłyszałam jak zamek w drzwiach przekręca się, a drzwi otwierają. Do środka wszedł tak po prostu z uśmiechem na ustach Ponchito. Od razu zauważył, że płakałam postawił siatki z zakupami na blacie w kuchni i podszedł do mnie powoli.
-Co się stało? - spytał lekko zdziwiony.
-My,,, Myślałam, że mnie zostawiłeś i wyszedłeś tak po prostu - mówiłam, a łzy spływały coraz szybciej z moich oczu.
-Ej poszedłem tylko po zakupy, nie mieliśmy nic do zjedzenia nie zostawię Cię - powiedział przecierając kciukiem moje mokre policzki.
-Nigdy?
-Będziesz na mnie skazana do końca życia - uśmiechnął się.
-Czy to znaczy no wiesz? - spytałam cicho i niepewnie.
-To może zapytam, Anahi czy w końcu po tych 7 latach zechciałabyś być moją kobietą?
-Tak - krzyknęłam uradowana i rzuciłam mu się na szyje, jak najszybciej w przeciągu paru sekund zatopiłam się w jego wargach zapominając o wszystkim wkoło.

Na siedzeniu przed telewizorem spędziłam cały dzień, no co w końcu była niedziela nie miałam nic lepszego do roboty. Według moich skomplikowanych obliczeń jutro jest poniedziałek co oznacza ostatni dzień w pracy i koniec. We wtorek wylatujemy do Brazylii. Nie mam zamiaru nikogo o tym informować, a na pewno nie Uckera czy Ann. Jej zostawię tylko zaproszenie na ślub dla niej, mamy i ojca. A Ucker no cóż chyba postąpię tak jak parę lat do tyłu zostawię mu tylko karteczkę z tym co chciałabym powiedzieć mu, ale nie mogę. Weszłam na górę do pokoju i wyjęłam z szafy walizki. Dopiero co je rozpakowywałam, a już muszę się pakować to nie ma sensu. Otworzyłam je i zaczęłam wrzucać po kolei ciuchy, gdy je już zapakowałam wzięłam się za drobne rzeczy. Znów to robiłam, uciekałam od problemów wiedziałam jak to wszystkich zaboli, w szczególności Anahi i Uckera. Mniejsza z tym trzeba myśleć przyszłościowo, a ja to właśnie robiłam. Zapakowałam wszystko co potrzebowałam oprócz ciuchów na jutro do pracy i jakiegoś wygodnego zestawu na lot. Schowałam walizki pod łóżkiem, żeby nikt przypadkiem ich nie zobaczył to miała być tajemnica. Poszłam się wykąpać i położyłam do łóżka, nie czekałam już na Martina, nie chciałam czekać to był dla mnie ciężki dzień. Ciągle przypominałam sobie wszystkie momenty z mojego życia, jakie przytrafiły mi się w tym domu, mieście, kraju. Pogrążona w tych wspomnieniach po prostu zasnęłam. Rano musiałam wstać, czekał mnie kolejny a zarazem ostatni dzień w pracy co wiązało się też z ostatnim spotkaniem z Uckerem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
                                                              Hejo!!
Witam was z kolejnym nudnym rozdziałem tak szybko, jak obiecałam ! :) Mówię nudny, bo ten jest dosłownie o niczym. Mam nadzieję, że mimo wszystko jakoś znośnie się go przeczytało i za bardzo was nie zmęczył :) Kolejny no będzie kiedyś hahahah :* Do następnego !! :)

piątek, 20 marca 2015

Te Quedaras - Rozdział 21

-Co tu się dzieję ? - krzyknął, właściwie to wrzasnął tak to jest lepsze określenie.
-Martin to nie tak jak myślisz - odwróciłam się ocierając usta i patrząc przerażonym wzrokiem na Martina, a Ucker? Ten głąb stał i się cieszył ta sytuacja mu odpowiadała.
-Ostrzegałem Cię - powiedział i odepchnął mnie w bok, a na Uckera rzucił się z pięściami. Nie wiedziałam co robić, oni toczyli jakąś dziką wojnę.
-Uspokójcie się ! - krzyknęłam ale to nic nie dawało, nie wiedziałam który bardziej oberwał. Widziałam tylko krew na twarzy Uckera i Martina. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać, byłam bezsilna. Zadawali sobie coraz więcej mocniejszych ciosów. Wiedziałam, że to moja wina, przeze mnie biją się mężczyźni, którzy nie znają się. Po jakiś 5 minutach przestali się okładać i stanęli na przeciw siebie. To była moja ostatnia okazja, żeby ich powstrzymać inaczej by się pozabijali.
-Stop - krzyknęłam stając pomiędzy nimi. Ucker miał rozciętą wargę, ale z Martinem było gorzej rozcięta warga, łuk brwiowy i bóg wie jeden co jeszcze.
-Wychodzę, ale pamiętaj to co Ci dziś powiedziałem - wyminął mnie i  jeszcze szturchnął Martina. Zostałam sama z nim, czułam się głupio, no fakt jak miałam się czuć mój chłopak nakrył mnie całującą się z moim  byłym, a tak żeby było zabawniej to jeszcze nie dawno zapewniałam go że to już przedawniona miłość. Brawo Dul w skali głupoty od 1-10 otrzymałam 11. Czy ja zawsze muszę komplikować sobie życie, mniejsza z tym czuję że czeka mnie dosyć poważna rozmowa z Martinem, ale nie będę się wychylać niech on pierwszy coś powie.


-Ten film jest dosyć śmieszny.
-Ja tak nie uważam - powiedziałam zakrywając oczy, on był na prawdę straszny a Poncho się śmiał.
-Mogę się no wiesz - miotałam się w słowach, ale on zrozumiał i od razu przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego ramiona, teraz czułam się cudownie. Przez te wszystkie lata tego mi brakowało, mogłam być szczęśliwa już tak dawno, a ja głupia tak długo zwlekałam. Siedzieliśmy tak razem do późna, nawet nie wiem kiedy a zasnęliśmy w swoich ramionach, znaczy Poncho zasnął a ja ciągle przyglądałam się mu. Wyglądał bardzo słodko, lekko musnęłam jego usta swoimi i wtuliłam się w niego. Po chwili i ja zasnęłam.

-Nic nie powiesz? - to milczenie mnie dobija.
-Co to miało znaczyć? - spytał spokojnym tonem głosu przyglądając się mi.
-To nic nie znaczyło, przyszedł i sobie na wyobrażał nie wiadomo co. Zaskoczył mnie, no a resztę historii już znasz bo przyszedłeś - nikomu kłamstwo nie wychodzi tak świetnie jak mi.
-Duli nie możesz tu zostać.
-Słucham? - spytałam zdziwiona, a zarazem rozbawiona. Wtedy stało się coś dziwnego, złego. Martin wyjął małe pudełeczko z kieszeni swojej marynarki i ukląkł przede mną. Złapał za rękę.
-Dulce czy zostaniesz moją żoną? - spytał patrząc w moje oczy.
-Martin ja, ja nie mogę - miałam straszne wyrzuty sumienia zdradziłam go, okłamywałam i co najgorsze nie kochałam.
-Ale czemu?
-Musisz coś wiedzieć, ja nie jestem do końca szczera w stosunku do Ciebie. Martin ja Cię zdradziłam i to z Uckerem - czułam jak kamień spadł mi z serca.
-Wiem, ale to nie ważne wybaczam Ci, chce tylko żebyś od teraz na zawsze była tylko moja - jego słowa zdumiały mnie, zdradziłam go on o tym wie i co? Tak po prostu wybacza, czy on musi być na prawdę aż tak idealny.
-To jak wyjdziesz za mnie i zostaniesz Panią Gomez?
-Tak - wydukałam z siebie, a on na mój palec wsunął pierścionek z białego złota.
-To w takim razie za 3 dni wylatujemy do Brazylii, zostawimy te wszystkie złe historię z Meksyku i zaczniemy nowe lepsze życie - teraz to mnie wmurowało, miałam być jego żoną a nie niewolnicą.
-Jak to do Brazylii tu jest dobrze - mówiłam siadając na fotelu.
-Dul wylatujemy już postanowione za 3 dni mamy lot, a za tydzień ślub - to jakiś żart, nie dość że wszystko zaplanował to jeszcze tak szybko. Nie odezwałam się już, przytaknęłam z bladym uśmiechem.  Reszta wieczoru minęła dosyć napięcie, ja tylko ciągle przytakiwałam ale myślami byłam przy Uckerze.
-----------------------------------------------------------------------------------------
                                                              HEJ !
Dziś jest tak cudowny dzień, że aż postanowiłam wstawić nowy rozdział ! Pierwszy dzień wiosny i taka piękna pogoda <3 Matko, aż nie wiem czy kolejny nie będzie jakoś szybciej, albo wiem obiecuję że jak go od razu napiszę to go wstawię :) Pelasiu pilnuj mnie :*

czwartek, 12 marca 2015

Te Quedaras - Rozdział 20

-Mogłabyś przynieść mi najpierw coś do picia?
-Przecież przyniosłam Ci - powiedziałam, wskazując na lampkę wina którą postawiłam na stoliku.
-Dul jestem samochodem.
-No i co z tego - powiedziałam wzruszając ramionami.
-Nie będę mógł prowadzić, a może Tobie właśnie o to chodzi żebym został do śniadania? - spytał z głupim uśmieszkiem.
-Idiota, zaraz wracam - powiedziałam rzucając mu mordercze spojrzenie. Zeszłam na dół i wzięłam szklankę po czym nalałam mu soku jabłkowego, wiem że to może dziecinne ale po złości naplułam mu do szklanki. Weszłam na górę, a on nadal siedział na łóżku tak jakby w ogóle nie drgnął.
-Proszę twoje picie - powiedziałam podawając mu napój z dodatkiem.
-Dziękuje - wziął łyka, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-No teraz możesz mi powiedzieć o czym chcesz porozmawiać? - trochę niecierpliwiłam, mimo że miałam dużo czasu do powrotu Martina to denerwowałam się, że wpadnie tu i bęedzie awantura.
-O nas - te na pozór normalne dwa słowa wmurowały mnie w podłogę.
-Ucker, ale nas nie ma i tak na prawdę nigdy nie było - próbowałam mu wytłumaczyć jak najspokojniej.
-Owszem byliśmy i jesteśmy, przecież mnie kochasz - powiedział odstawiając szklankę, wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie za ramiona.
-Nigdy nas nie było - powtórzyłam cicho, spuszczając głowę.
-Nie kłam, kochasz mnie ! - powiedział dużo głośniej i potrząsnął mnie za ramiona.
-Nie kocham Cię, nigdy nie kochałam - mówiłam wpatrując się w martwy punkt na podłodze.
-To po co trzymasz to zdjęcie - odszedł na chwilę ode mnie i wziął zdjęcie, które leżało w koncie, no tak prawda już dawno powinnam się go pozbyć.
-To jest mój stary pokój i nie zdążyłam jeszcze wszystkiego wyrzucić - tłumaczyłam się jak małe dziecko, a podobno tylko winny się tłumaczy.
-To dlaczego poszłaś ze mną do łóżka ? - spytał z wyrzutem, czułam że wciąż wpatruje się we mnie, a ja stałam ze spuszczoną głową, nie chciałam na niego patrzeć. Tym bardziej, że w moich oczach już stanęły łzy.
-Byłam samotna, nie było przy mnie Martina - kłamałam jak z nut. Ostatnio to wychodzi mi najlepiej.
- I tak wiem, że mnie kochasz - jaki on uparty nie wiem w ogóle po co ze mną rozmawia skoro i tak wie swoje.
-Nie masz na to dowodów i nigdy nie będziesz miał - teraz to ja podniosłam głos.
-Nie mam to patrz - mocno pociągnął mnie do siebie za ramiona, zdziwiłam się i podniosłam głowę ku górze i to był mój błąd, bo błyskawicznie wpił się w moje usta. Dosłownie miażdżył je swoimi, a najdziwniejsze było że wcale mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. On był lekko agresywny, a mi to się jeszcze bardziej podobało, nakręcał mnie.


W tym tygodniu jestem tu już chyba 10 raz, ale trudno jeśli to ma pomóc mi odzyskać Poncho to mogę przychodzić tutaj co godzinę. Jak zawsze podeszłam pod jego drzwi i zapukałam, w ręku miałam film, pop corn i cole. Po chwili otworzył mi Poncho, jak zawsze na jego twarzy pokazał się dziwny grymas.
-Anahi po co tu przychodzisz chyba wyraziłem się jasno? - spytał zły, ale wydaję mi się, a nawet jestem pewna że ta złość była udawana. Nie mówiąc nic prześlizgnęłam się do jego domu pod ręką, którą trzymał na futrynie.
-Horror czy komedia ? - spytałam wymachując mu przed oczami filmami.
-Ann wyjdź proszę - powiedział nadal stojąc przy otwartych oczach.
-Ooo groźne nastawienie czyli horror - mówiłam z uśmiechem i wzięłam się za przygotowanie pop cornu, nalałam coli do jednego wielkiego kubka i znalazłam gdzieś 2 słomki.
-Nie odpuścisz? - spytał nadal stojąc przy tych drzwiach, nie odezwałam się tylko kiwnęłam triumfalnie głową.
-Dobra to Ty zrób do końca przekąski, a ja włączę film i jeszcze załatwię coś do przegryzienia - nareszcie odpuścił sobie te wszystkie opory.


-Dalej uważasz, że mnie nie kochasz ? - powiedział w przerwie między pocałunkami. Nic się nie odezwałam czekałam tylko na kolejne ruchy Uckera. Pobudził mnie i to mocno, teraz byłam gotowa oddać mu się ponownie. To było bardzo dziwne, nikt tak na mnie nie działa. Wzięłam głęboki wdech i tym razem to ja wpiłam się w jego usta, ręce zarzuciłam mu na szyi lekko podskoczyłam i owinęłam swoje nogi wkoło jego talii. Niespodziewanie odstawił mnie na podłogę i przerwał pocałunki, spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem wyczekując co zrobi.
-Powtórzę dalej uważasz, że mnie nie kochasz? - nasze spojrzenia się spotkały, a ja oniemiałam. Bo tak właściwie co miałam mu powiedzieć, tak Ucker kocham Cię do szaleństwa.
-To co miało tutaj miejsce nie powinno się zdarzyć, przepraszam - powiedziałam i chciałam odejść, ale jego ręka mi to uniemożliwiła ponownie przyciągnął nie do siebie i pocałował. Czułam, że chce po prostu na siłę wycisnąć ze mnie te 2 słowa, a najgorsze jest to że coraz lepiej mu to wychodziło. Ponownie się całowaliśmy i wtedy usłyszałam za sobą głos, a moje ciało zastygło w bezruchu.



----------------------------------------------------------------------------------------------
                                                   Hejo :)
Obiecałam i jest ! Widzisz Pelasiu nie okłamałam Cię.
Mam nadzieje, że się podoba rozdział i muszę dodać od razu, że nie wiem czy dam radę dodać jutro, bo jeszcze nie jest skończony więc kolejny może mieć mały poślizg z czasem. Ale na pewno będzie ! :) Do następnego !

piątek, 6 marca 2015

Te Quedaras - Rozdział 19

-Dul odezwiesz się? - wyrwała mnie z obmyśleń Ann.
-Tak, przepraszam trochę odpłynęłam - powiedziałam spoglądając na nią z wysilonym uśmiechem.
-To jak w końcu z tym Uckerem? - matko po kim ona jest taka natarczywa.
-Dobra powiem Ci, ale obiecaj że to nie wyjdzie poza ten pokój - postanowiłam, że powiem jej prawdę w sumie nie mam po co kłamać, nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic.
-Obiecuję - powiedziała zadowolona i ze szczęścia, aż podskoczyła na łóżku. Wzięłam jeden głęboki wdech i opowiedziałam jej o wszystkich zdarzeniach, które miały miejsce między mną, a Uckerem.
-....no i na koniec wysłał tego sms - tak właśnie zakończyłam moją opowieść, a Ann siedziała z otwartą buzią. Wyczekiwałam na jaką kolwiek odpowiedź, nie miałam pojęcia jak zareaguje.
-Nic nie powiesz? - spytałam już mniej pewnym głosem, niż przedtem.
-Jestem w szoku, że po tym wszystkim co miało między wami miejsce tak po prostu zostawiłaś go i poszłaś sobie z Martinem, a no właśnie jeszcze na domiar złego okłamujesz i jego, Dul to podłe - tego bałam się najbardziej, wiedziałam że Ann powie mi całą prawdę, a od nikogo ona tak nie boli jak właśnie od niej, od osoby która zna mnie najlepiej.
-Ja sama nie wiem jak to wszystko się stało, po prostu jak nie było tu Martina to uczucie do Uckera nie wiem czy to możliwe ale się... - nie wiedziałam, za bardzo jak właściwie ująć to w zdaniu, ale na szczęście moja kochana siostrzyczka mnie wyręczyła.
-Odrodziło, znów zapalił się w Tobie płomień miłości, płoniesz z pożądania gdy widzisz Uckera ? - no i jak zawsze jej trafne określenia.
-Coś w ten deseń - powiedziałam przytakując.
-Mogę zostać u Ciebie w pokoju, jakoś nie chce wracać tam, wiesz biorąc pod uwagę że Martin no jak by to ująć jest lekko napalony - powiedziałam przez śmiech.
-No jasne, że tak chodź tutaj - powiedziała wskakując pod kołdrę i poklepując ręką wolne miejsce na materacu. Długo rozmawiałyśmy, dokładnie jak za starych czasów. Brakowało mi jej, tych dobrych rad i ogólnie poczucia że mam kogoś komu mogę się zwierzyć. Po dłuższym czasie obie zasnęłyśmy, nawet nie wiem która z nas pierwsza odpłynęła. Jutro czekał mnie dosyć ciężki dzień w końcu muszę iść do pracy i zmierzyć się z Uckerem.

Wstałam rano oczywiście obudziłam się w łóżku Ann, jej już nie było obok mnie leżała tylko mała różowa karteczka domyśliłam się, że należy ona do Anahi, róż to jej kolorek :
,,Wyszłam dziś wcześniej, próbuje odzyskać Poncha, dziękuje za wczoraj - Anahi"
Dla takich chwil warto żyć, czuję się potrzebna i w sumie to nawet jestem zdania, że bez problemowo dałabym sobie radę bez facetów. Chociaż co tam z nimi życie jest ciekawsze. Leniwie jak co ranek wstałam z łóżka i dosłownie poczłapałam do swojej sypialni. Ku mojemu zdziwieniu nie było tam już Martina, zapewne obraził się czy coś w tym stylu. Wzięłam szybki prysznic i standardowo ubrałam się dosyć no co tu dużo mówić wyzywającą. Krótka sukienka sięgająca mniej więcej do połowy ud, idealnie obciskała moje ciało, założyłam do tego wysokie szpilki i biały sweterek. Parę dodatków, które były niezbędne i wszystko jak zawsze wyglądało cudownie. Włosy lekko pofalowane i dosyć mocny makijaż. Zeszłam na dół i ku mojemu zdziwieniu na stole stał świeżo wyciśnięty sok, bułki i masa pyszności. Szybkim krokiem podeszłam w stronę stołu i usiadłam myślałam, że Martin po prostu zrobił śniadanie i poszedł jednak po chwili na przeciwko mnie dosiadł się  i on.
-Przepraszam za wczoraj Ann mnie potrzebowała - mówiłam smarując masłem bułkę.
-Rozumiem miałem nadzieję, że wrócisz później no ale nie mogę Ci mieć tego za złe - dlaczego on musi być taki idealny, bez wad, rozumie każdy mój powód dla którego go zostawiam.
-To co dziś robisz? - spytałam popijając sok.
-Dziś mam tutaj interesy więc wrócę pewnie koło północy, ale jak chcesz to możesz na mnie poczekać - powiedział z uśmiechem podchodząc do mnie, odgarnął włosy i złożył na mojej szyi pocałunek.
-Zawsze tak się ubierasz do pracy - spytał patrząc mi prosto w dosyć duży dekolt.
-Tak zawsze, ale spokojnie nie masz o co się martwić - powiedziałam wstając i oplatając swoje ręce wkoło szyi Martina.
-No, a teraz szybki buziak i uciekam do pracy - powiedziałam składając krótki pocałunek na jego usta. Na szczęście droga do pracy minęła mi bez większych rewelacji co od jakiegoś czasu graniczne było z cudem, zawsze coś się działo.
Moja pewność siebie trochę zmalała, gdy weszłam do biura i byłam w windzie. Pod firmą już widziałam samochód Uckera. Bardzo powoli udałam się do gabinetu no i jak się nie myliłam Ucker już siedział za biurkiem i przeglądał papiery. Dziś wyglądał nie co inaczej, idealnie wyprasowaną koszulę zastąpił zwykłą koszulką, a spodnie od garnituru dżinsami. Muszę przyznać, że tak wyglądał jeszcze lepiej niż w pierwszym wydaniu. Usiadłam przy biurku i bez słowa włączyłam komputer.
-5 minut spóźnienia - w pewnym momencie odezwał się i jaśnie Pan.
-Cóż za miłe powitanie - powiedziałam nie spuszczając wzroku z monitora.
-Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać - no i teraz jak zawsze Ucker wypalił z jakimś mądrym pytaniem.
-Na pewno nie tutaj - wydawało mi się, że taka odpowiedź była najbardziej rozsądna ale po chwili zwątpiłam.
-W takim razie idziemy do Ciebie po pracy i tam porozmawiamy.
-Czemu akurat do mnie ? - spytałam zdziwiona.
-Mam dobre wspomnienia z tamtym miejscem z resztą chyba nie byłabyś zadowolona, gdyby twój chłopak zobaczył nas razem w miejscu publicznym - z jednej strony miał rację, ale z drugiej on sie ze mną po prostu drażnił.
-Niech Ci będzie - przytaknęłam dla świętego spokoju. Niestety albo stety dzisiejszy dzień minął zaskakująco szybko i nawet nie zorientowałam się kiedy, a siedziałam w samochodzie Uckera, a już za moment on siedział w moim pokoju na łóżku, a ja przygotowywałam coś do picia. Nawet przez chwilę przeszło mi przez myśl, żeby dorzucić mu coś na sen i odwieźć go do domu. Ale to nie był mój najmądrzejszy pomysł. Zaniosłam mu jakieś czerwone wino, tak kolejny mój mądry pomysł przecież on prowadzi.
-O czym chcesz pomówić ? - spytałam jak gdyby nigdy nic się nie stało i wzięłam łyka wina.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                Hej :)
Tak jak planowany w piątek :) Mam nadzieję, że się podoba no i że nie jest jakiś tragiczny :) Więc do następnego piątku !! :)