- Coś Ty taka zadowolona? - spytałam nie odrywając wzroku od szkicu. Miałam za dużo pracy, a każda minuta liczyła się coraz bardziej. Nie mogłam się obijać, gdy wiedziałam, że ta wsza Uckermann pracuje, żeby mnie zniszczyć i pogrążyć.
- Znalazłam miłość - opadła na krzesło obok mnie, tylko po to żeby za chwilę energicznie się z niego podnieść i zaklaskać w dłonie. Była tak podekscytowana, więc już wiedziałam, że to coś więcej niż tylko chwilowe zauroczenie. Ona serio wpadła i to po uszy.
- To gratuluje - uśmiechnęłam się nadal szkicując, mój głos zapewne nie brzmiał zbyt przekonująco, ale serio cieszyłam się.
- Dulce - walnęła ręką w moje biurko - czy to Cię w ogóle obchodzi? - spytała pretensjonalnym tonem. Westchnęłam, odkładając szkic na biurko.
- Jasne, że tak. Po prostu projekt, nie daje mi spokoju. Muszę go wygrać - oparłam się rękoma o biurko, rozmasowując sobie skronie.
- Wiem, ale proszę poświęć mi teraz parę minut i wieczorem parę godzin - ostatnie dwa słowa powiedziała bardzo szybko, tak żebym najprawdopodobniej nie zrozumiała i zgodziła się w ciemno. Jednak znam ją już na tyle dobrze, że zrozumiałam ten jej końcowy bełkot.
- Parę godzin? Bell nie mam paru godzin nawet dla siebie -westchnęłam. Serio ostatni czas nie jest najlepszym.
- Proszę - złożyła dłonie, tak że wyglądała jak modlący się aniołek. Wiem, że jestem jej winna więcej uwagi. W końcu to moja przyjaciółka, chyba jedyna, której nie obchodzi kim jestem pod względem zawodowym.
- Dobra, ale po dzisiejszym wieczorze dajesz mi spokój - zacięłam się na chwilę, żeby pomyśleć ile dokładnie spokojnego czasu potrzebuje - do czasu ukończenia projektu, okej?
- Stoi - klasnęła w dłonie, wstała i momentalnie podbiegła do mnie, zaciskając uścisk, którym zabierała mi tak wiele tlenu.
~~~~
Wyszłam z firmy od razu, żeby później nie mieć wątpliwości. Zapewne szukałabym dziesięciu tysięcy wymówek, dzięki którym finalnie nie ruszyłabym się z gabinetu.
- Więc gdzie idziemy? - spytałam zakładając moje spore okulary przeciwsłoneczne.
- Jak to gdzie? Na zakupy - Bell była niesamowita, miała tyle pomysłów i w ogóle wolnego czasu. Jednak co się jej dziwić, jej ojciec nadal pracował, a ona nie miała na głowie gigantycznej korporacji. Kiwnęłam głową i poszłam za nią. Mimo, że nie byłam w pracy to i tak myślami ciągle przy niej tkwiłam. W głowie odtwarzałam sobie coraz to nowsze pomysły na kolekcję ubrań, na coś takiego co mogłoby zmieść Uckermanna całkowicie z rynku modowego.
- Wchodzimy tutaj, haloo Dulce - machała mi ręką przez oczami, a ja wróciłam do rzeczywistości.
- Jasne, chodźmy - wzięłam ją pod rękę i dumnym krokiem udałyśmy się do sklepu. Przechadzałam się między regałami, nie mogąc znaleźć kompletnie nic. Wszystko było takie zwyczajne, takie nijakie. Bell stała już przed przymierzalnią z wielką stertą przeróżnych sukienek, a ja nadal nic.
- Dulchi, wybierz coś w końcu - westchnęłam tylko, biorąc do rąk pierwszą lepszą, czarną sukienkę. Weszłam do przymierzalni, tej obok Bell i założyłam ją. Była nieco za krótka, mówiąc nieco mam na myśli to, że sięgała trochę wyżej, niż połowa uda. W sumie do pracy nie mogłabym się tak ubrać, ale na kolację, czemu nie. Zdjęłam ją, przebierając się z powrotem w moje ubrania.
- Może być ta? - moja przyjaciółka odsłoniła zasłonkę i obróciła się dookoła siebie. Miała na sobie równie krótką złotą sukienkę.
- Jest piękna - uśmiechnęłam się. Taka prawda, wyglądała jak księżniczka.
- A Ty jak na pogrzeb? - wskazała na sukienkę w moim ręku, zaśmiałam się przytakując. Finalnie wyszło na to, że ja opuściłam sklep tylko z sukienką, a Bell miała ze sobą około czterech toreb.
~~~~
Pół godziny przed tym jak miałam zjawić się w restauracji, przypomniałam sobie o tym, że w ogóle tam mam być. Wzięłam szybki prysznic, po którym dosłownie błyskawicznie wciągnęłam na siebie sukienkę, co nie było łatwym zadaniem. Na górze była dość obcisła, a mokre ciało wcale w tym nie pomagało. Gdy udało mi się z tym uporać, postawiłam na dość mocny makijaż oczu, a usta maznęłam pierwszą lepszą pomadką. Wydaję mi się, że mój wygląd był co najmniej dobry:
Jechałam dość nieostrożnie, bo za wszelką cenę chciałam być tam jak najszybciej. No wiecie nie bardzo, wypada mi się spóźniać. Spojrzałam na telefon.
- Kurwa - zaklęłam pod nosem, gdy zobaczyłam parę nieodebranych połączeń od Isabell.Wykręciłam jej numer, gdy stałam na światłach.
- Daj mi góra dziesięć minut i jestem - powiedziałam zanim zdążyła się odezwać.
- Dul, bo Adam przyprowadził kolegę no i wiesz, czekamy na Ciebie - od razu się rozłączyła, a ja już miałam zafundować jej porządny opierdziel. Znów wkręca mnie w jakieś podwójne randki. Od razu odechciało mi się, ale nie mogłam przecież jej wystawić. Dojechałam w końcu pod te cholerną restaurację, jeden z pracowników wziął mój samochód i odprowadził go na parking. Weszłam do środka, mówiąc do jednej z pracownic, aby zaprowadziła mnie do stolika, który zarezerwowała moja przyjaciółka.
- Przykro mi ale nie zajmuję się tym - myślałam, że się przesłyszałam, co za bezczelna gówniara.
- Chyba sobie Pani żartuje - powiedziałam oburzona.
- Nie jestem od oprowadzania gości - uśmiechnęła się ironicznie, a ja miałam ochotę iść i złożyć na nią skargę.
- Chyba nie wiesz dziecinko kim jestem, teraz nie mam humoru, ale daj mi parę dni i nie znajdziesz pracy nigdzie w Meksyku - powiedziałam, grożąc jej palcem. Już miałam kontynuować, gdy podszedł do mnie jeden z kelnerów.
- Ohh Pani Savinon zapraszam - powiedział, w końcu jeden inteligenty pracownik. Ta mała, która była tak złośliwa, zrobiła się czerwona, chyba zdała sobie sprawę z kim zadarła. Powiedziałam mu, gdzie ma mnie zaprowadzić.
- Dziękuję, poradzę sobie już - oddelegowałam go, gdy zobaczyłam moją koleżankę, podeszłam do stolika.
- Dulce już jesteś - wstała uradowana, cmokając mój policzek.
- Przepraszam za spóźnienie, ale... - zacięłam się, krzyżując wzrok z kolegą Adama.
Hejka.
Wracam z nowym rozdziałem, jeszcze was nie opuściłam. Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Dość długi rozdział jak na moje bloggerowe dodawanko. Kolejny jak napiszę, czyli za X czasu. Dziękuje za wszelkie wyświetlenia i komentarze, jesteście najlepsi :)
Wracam z nowym rozdziałem, jeszcze was nie opuściłam. Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Dość długi rozdział jak na moje bloggerowe dodawanko. Kolejny jak napiszę, czyli za X czasu. Dziękuje za wszelkie wyświetlenia i komentarze, jesteście najlepsi :)