wtorek, 1 września 2015

Rendrime En Tu Amor - 1

W pewnym pięknym pokoju, pewna piękna dziewczyna. Nie to za banalne, może napiszmy to inaczej.
-Cholerny budzik - krwisto włosa dziewczyna, z impetem walnęła w stojący na ślicznej drewnianej etażerce budzik. Niestety to nie zmieniało faktu, że czas wstawać. Dziś pierwszy dzień w nowej szkole, a jak widać nawet wstanie jest ciężkie. Zwlekła leniwie jedną nogę, z drugą poszło o wiele trudniej. Zupełnie jak gdyby ważyła krocie. Po ciężkim wyzwaniu jakim było podniesienie się z łóżka, dziewczyna weszła równie leniwie do łazienki. Zaczęła przemywać twarz, na której widocznie malowało się ogromne zmęczenie wywołane wcześniejszą podróżą. Dulce, bo tak właśnie ma na imię nasza bohatera, była wściekła na ojca. Chociaż może powinnam napisać, że była wściekła na cały świat? W końcu od dziecka wybrzydzała, a ludzi mieszała z błotem. Nie obchodziło ją zdanie innych, miała za długi i cięty język, mogłabym nadal wymieniać wady Dulce jednak przejdźmy do rzeczy. No więc po porannej toalecie, która była dla niej niezmiernie męcząca, zeszła do kuchni, po której biegała Elizabeth. Była ona około 60 letnią kobietą, która od lat dbała o porządek, gotowała i zajmowała się Dulą i domem. Ale Elizabeth nie była tylko zwykłą gosposią, to właśnie jej Dulce zawsze się zwierzała, to tylko dla niej była miła, szanowała ją, a nawet kochała.
-Dul słońce tutaj masz śniadanie, a tutaj ojciec zostawił Ci pieniądze na śniadanie do szkoły - ciepło się uśmiechnęła, wręczyła plik banknotów i podarowała dziewczynie przyjacielskiego całusa w policzek.
-Eli mówiłam Ci już milion razy, że nie jestem małą dziewczynką - zaczęła ocierać energicznie policzek, chcąc zmazać z siebie buziaka. Eli była wyrozumiała, dlatego też uśmiechnęła się i wróciła do swoich zajęć. Dulce zjadła szybko śniadanie, po czym bezzwłocznie udała się do szkoły. Możecie się na prawdę zdziwić ale Dulce panicznie bała się tego dnia, nigdy nie lubiła pierwszych dni w szkole. Powinna się do tego przyzwyczaić, ale myśl że w tym mieście zginęła jej matka dodatkowo odbierała jej odwagi.


Jak zawsze kroczyła dumnie korytarzem, co jakiś czas zatrzymując się aby przywitać się to z kolejnymi ludźmi których ledwo znała. Jednak jej dobre wychowanie nakazywało wręcz przywitać się z każdym. W końcu doszła do swojej wiernej paczki przyjaciół.
-Hej wszystkim -wręcz krzyknęła radośnie, nikt nie wiedział co było spowodowane jej dobrym nastrojem. Ale, gdy Anahi była szczęśliwa to wręcz zarażała tym innych.
-A co się stało, że taka szczęśliwa dzwoneczku? - spytał jeden z chłopaków. Miał on dosyć wymyślny kolor włosów, jednak idealnie mu pasował. No tak w końcu jak mogłoby być inaczej, sama Anahi mu go wybierała. Ciemny fiolet, to jeden z ulubionych jej kolorów to dlaczego miałaby zaproponować swojemu przyjacielowi jakiś inny?
-Dostałam pracę dorywczą, będę mogła pomóc mamie - powiedziała już nieco ciszej, ale równie wesoło co wcześniej. Wszyscy się cieszyli i jej gratulowali, prócz Poncha. On był dziwnie zmieszany.
-A Ty co nie cieszysz się? - Maite i jej jak zawsze trafne pytania, a może biedny chłopak chciał zostawić to dla siebie? Ta mała czarnulka powinna o tym pomyśleć, zanim coś klapnie dziobkiem.
-Cieszę, tylko że.. - tu się na chwilę zaciął i obrócił prost w stronę blondynki - Anahi dobrze wiesz, że jak będziesz potrzebować pieniędzy to ja Ci je dam nie musisz iść do pracy - prawił jej kazanie niczym starszy brat, z jednej strony jest to bardzo kochane. Ale za to z drugiej, jest to niezmiernie męczące.
-Poncho mówiłam Ci coś już o tym, skończmy temat. Dobrze jest tak jak teraz - Anahi jak zawsze szybko potrafi skończyć spory.

Szła przez szkolny korytarz w małych około 8 centymetrowych szpilkach i krótkich spodenkach. Jakoś specjalnie nie czuła potrzeby strojenia się do szkoły, przecież to tylko kolejny jej pierwszy dzień. Jeden z wielu, a znając jej ojca to na pewno nie ostatni. Na tablicy informacyjnej wyczytała, że jej nowa klasa ma teraz zajęcia matematyki, a przy tym wszystkich koleś od matematyki jest jej wychowawcą. Zapowiadało się super, oczywiście mam nadzieję że wyczuliście tutaj nutkę sarkazmu. No więc Dulce szła korytarzem ciągle powtarzając sobie w głowę numer sali, w której ma zajęcia i nazwisko nauczyciela Uckermann. Literowała, sylabowała je. Z jej jakże skomplikowanych przemyśleń wyszło, że ten cały Uckermann musi być łysym 40 latkiem, który ma 2 dzieci i notorycznie zdradza żonę. Dulce w sumie nawet sama nie wiedziała czemu akurat taki opis tego mężczyzny wymyśliła sobie, ale tak jej podpowiadała intuicja.
Idąc nadal korytarzem, a w sumie szukając numerku klasy 223 zobaczyła na swojej drodze nieziemsko przystojnego jej zdaniem ucznia. Szedł wprost w jej stronę, no i jak to na nią przystało nie mogła sobie odpuścić takiej okazji zagadania.
-Przepraszam, mam pytanie. Wiesz może, gdzie jest klasa 223? Mam teraz matematykę z jakimś idiotą a słyszałam że nie lubi, gdy ktoś spóźnia się do niego na lekcję. Wiesz to mój pierwszy dzień, a nie chce sobie robić wrogów u takich bufonów jak on - jak to na naszą wygadaną Dulcie przystało jej buzia nie zamykała się, nie dając tym samym dojść do słowa Christopherowi. Tak właśnie teraz nasz zdolny rudzielec powyzywał swojego nauczyciela, do swojego nauczyciela? Trochę to zagmatwane, ale mnie więcej tak to właśnie jest.
-Jasne, rozumiem to ta tutaj na wprost - wskazał palcem na uchylone drzwi. Dziewczyna w podzięce posłała nowemu koledze uśmiech i weszła do środka. Jak się domyśliła było już po dzwonku wszyscy siedzieli w swoich ławkach, a przez sale latały jakieś papierki czy inne przedmioty. Każda jedna ławka była zajęta, no może przesadzam jedna była wolna. Taka sympatyczna ławeczka tuż pod oknem i tuż przed biurkiem nauczyciela. Biedna Dula nie miała wyjścia i tam właśnie sobie spoczęła, w klasie był taki harmider że nikt jej nawet nie zauważył. Siedziała wydzierając w ławce dziurę cyrklem, tak jak widać dosyć kreatywne zajęcie ale co miała biedna poradzić na tak wielką nudę? Chwytała się ostatnich desek ratunku. Nagle do sali wszedł nauczyciel, wszyscy oprócz niej wstali i powiedzieli gromkie -Dzień Dobry. Dula popatrzyła na wszystkich uczniów z nie małym zażenowaniem.
-To liceum czy przedszkole - wymsknęło jej się, co nie ubiegło uwadze i uczniów i nauczyciela.
-Zapewniam Cię, że to najlepsze liceum do jakiego miałabyś szansę chodzić - uniosła szybko głowę i nie wierzyła własnym oczom.
 

                                     

------------------------------------------------------------------------
Witam :)
No i jest obiecany pierwszy rozdział, tak jak obiecałam jest dłuższy. Mam nadzieję, że spodobał się i zrobił pozytywne wrażenie. No więc do kolejnego :)