niedziela, 28 czerwca 2015

Zakazany Owoc cz. 2 - Rozdział 8

-Słucham? To chyba jakiś żart? Ja kocham moją żonę i rodzinę, a to dziecko ma jakąś nadzwyczajnie wielką wyobraźnie - od razu odezwał się Ucker, widziałam że jest zły. Co mu się dziwić, jednak jakoś jego przekonania nie za bardzo do mnie dotarły, nadal miałam wątpliwości. Ostatnio nam się nie układało, a dzieci nie wymyślają sobie takich rzeczy.
-Ja też uważam, że to kompletna bzdura - powiedziałam udając pewność wierności mojego męża.
-Rozumiem, że to nie są miłe i zapewne prawdziwe słowa, ale to niestety nie usprawiedliwia zachowania państwa córki, musimy wyciągnąć jakieś konsekwencję chyba, że matka Sary będzie na tyle życzliwa iż puści płazem te przewinienie - wiedziałam, że ta wredna małpa się nie zgodzi popatrzyłam na nią, a ona uśmiechnęłam się w moją stronę.
-Ewentualnie mogę się zgodzić, tylko żeby to był ostatni raz - wzięła te swoje dziecko na ręce i wszyła kręcąc tą dużą dupą. Byłam zirytowana, nie wiedziałam dlaczego w ogóle się zgodziła. Spojrzałam na Uckera, który był wyraźnie zadowolony z takiego rozwoju sytuacji. wiedziałam że muszę z nim o tym porozmawiać. To dziwnie, nawet bardzo.
-Dobrze w takim razie do widzenia, i mam nadzieję że następnym razem zobaczymy się w milszych okolicznościach - podała nam rękę i wyszliśmy. Mała poszła ubrać się do szatni, a my czekaliśmy na nią przed budynkiem. Jak to Bell mówiła, ona jest już za duża abyśmy stali nad nią jak się ubiera.
-Co te dzieci wymyślają - podszedł do mnie Ucker, objął mnie i pocałował w szyję. Od razu wyrwałam się z jego objęć i obróciłam się w jego stronę patrząc zła.
-Co się stało myszko? - spytał jakimś uroczym tonem, całując mnie w czoło.
-To co mówiła ta dziewczynka....
-To bzdura, nigdy bym Cię nie zdradził - nawet nie dał mi dokończyć, przytulił mnie do siebie a ja już nie miałam siły na kolejną kłótnie. Tym bardziej nie tu, nie pod przedszkolem naszej córki. Stwierdziłam, że porozmawiam z nim o tym dziś wieczorem jak Bell pójdzie spać. Za chwilę mała wybiegła zadowolona z przedszkola i przytuliła się do mnie i Uckera.
-Kocham was, tak bardzo mocno. Ona po plostu mi zazdrości, bo ona nie ma tatusia i takiej supel lodzinki jak ja - krzyknęła zadowolona obdarowując mnie i Chrisa buziakiem w policzek. Dało mi to trochę do myślenia. Sara nie ma ojca, tutaj taka nagła zmiana zachowania jej mamy i ta zdrada rzekoma. Miałam jeszcze na prawdę sporo czasu do przemyśleń, bo Ucker zaproponował lody i plac zabaw. Oczywiście zostałam masowo przegłosowana, więc wpierw poszliśmy na lody. Jak zawsze ja jabłkowo - cytrynowe, a Ucker z małą truskawkowo czekoladowe. Zjedliśmy lody w dosyć miłej atmosferze, oczywiście buzia Bell się nie zamykała. Ona zawsze ma, aż za wiele do powiedzenia ale taki jej urok. Później mała pobiegła na plac zabaw, a ja z Uckerem siedziałam na ławce. Znaczy z nim się nie da normalnie usiąść, uniósł mnie i sprawił tak że siedziałam bokiem na jego kolanach. Przypominam, że jestem w spódniczce. Co chwilę składał pocałunki na moich ustach, a ręką jeździł po moim udzie do góry i do dołu, no cóz ja jemu się nie umiem po prostu oprzeć.
-To jest park, a nie agencja towarzyska - podeszła do nas jakaś starsza Pani, około miała może z 80 lat. Popatrzyłam na Uckera, a on na mnie wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.

-Tak oczywiście, przepraszamy za nasze jakże niestosowne zachowanie - powiedziałam schodząc z kolan Uckera. Nie wiem jak mówiąc to powstrzymałam śmiech, było to chyba jedną z najtrudniejszych rzeczy jakie przydarzyło mi się robić. Ta starsza kobieta jeszcze patrzyła na nas krzywo przez dłuższy czas. W końcu Bell odechciało się bez sensu bawić na placu zabaw i poszliśmy do domu. Mała już miała na dziś dosyć wrażeń więc szybko ją wykąpałam i poszła spać, nawet nie chciała kolacji. Nic dziwnego jak nawpychała się tych lodów. Gdy tylko Bell zasnęła, weszłam do wspólnej sypialni którą dzielę z Uckerem. Bez słowa poszłam się wykąpać, na siłę chciałam po prostu odwlec te rozmowę. 
-------------------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Zakazany Owoc cz. 2 - Rozdział 7



-Dobrze zaraz będziemy - szybko wciągnęłam na biodra spódniczkę, a Ucker patrzył zdziwiony.
-Co się patrzysz? Ubieraj się jedziemy - krzyczałam już nieźle poddenerwowana.
-Ej, ale co się stało? - jego spokój mnie tylko bardziej drażnił.
-Jedziemy do przedszkola Bell pobiła jakąś dziewczynkę mamy być zaraz - krzyczałam, wbiegłam do domu i wzięłam bluzkę po czym wciągnęłam ją. Była trochę wilgotna, ale zbyt dużo mnie to nie obchodziło. Wybiegłam z domu i stanęłam przy samochodzie, czekałam jak ten id.. znaczy jak Ucker się pospieszy. Co jak co, ale Bell nigdy w życiu nie pobiła by dziewczynki. W końcu się ruszył, ciągle go pospieszałam droga trwała wieki. Gdy znaleźliśmy się pod budynkiem, rozpięłam pasy i wręcz wybiegłam do przedszkola. Musiało to dosyć zabawnie wyglądać, a męska część miała na co popatrzeć. Ja w szpilkach, mini i bluzce z dużym dekoltem biegnąca jak szalona. Widziałam, gdzieś katem oka że Ucker był zły jak wszyscy mężczyźni wlepiali się we mnie. Trudno jemu przejdzie, a ja idę po moją córeczkę. Jestem pewna, że ta dziewucha musiała jej coś zrobić. Bez powodu by jej nie uderzyła. Ucker nie wiem jak, ale dogonił mnie i już po chwili oboje weszliśmy do gabinetu dyrektor. Na jednym z krzeseł siedziała ta dziewczynka z histeryzującą mamusią.
-Mamusia, tatuś - krzyknęła Bell przytulając się do mnie i do Uckera. Byłam dosyć zdziwiona ona nigdy tak nie reagowała. Owszem cieszyła się, ale nie aż do takiego stopnia.
-Proszę usiąść - powiedziała dosyć surowym tonem dyrektorka. W sumie to się jej przestraszyłam, zawsze była taką miłą krnąbrną kobietą w okularach, a tu proszę - zupełnie inna osoba.
-No więc co się takiego stało? - spytał od niechcenia Ucker, on to zawsze wie co powiedzieć.
-Nie widzi Pan? Państwa córka pobiła Sarę - wskazała palcem na dziewczynkę w potarganych włosach, przylegającą szczelnie do swojej super mamuśki.
-Przepraszam ale Isabell bez powodu, by nie wszczynała bójki - powiedziałam grzecznie spoglądając na moją słodką córkę. Powinnam być na nią zła, ale jakoś nie miałam serca jak patrzyła na mnie tymi swoimi oczętami.
-Nie widzisz co ten twój wredny bachor zrobił mojej córeczce - krzyknęła do tej pory cicho siedząca kobieta. Może to i lepiej, że milczała, bo po jej słowach i dosyć piskliwym głosie ciśnienie podskoczyło mi chyba do granic normy.
-Moja córka nie jest bachorem, a to pewnie twój dzieciak zaczął. Nic dziwnego jak ma taką mamusię, to i dziecko pewnie nie jest normalne - odgryzłam się.
-Jeszcze jedno słowo -stwierdziła głośno oddychając.
-To co uderzysz mnie? Widzi Pani ona też mnie prowokuje, dokładnie pewnie tak samo było z naszymi córkami - mówiłam triumfalnie, no co tak musiało być ja akurat nie widzę innej opcji.
-Nie jesteśmy tu po to, aby się kłócić tylko wyjaśnić zaistniałą sytuację. No więc Isabell, dlaczego uderzyłaś koleżankę ? - ta dyrektorka to ma jednak stalowe nerwy ja to już bym pewnie dawno na takiej posadzie wylądowała w wariatkowie.
-No bo, Sara ona...
-Isabell co ona? - poganiała ją, a ja widziałam że to nie może przejść mojemu skarbowi przez gardło.
-Ona powiedziała, że mój tatuś zdradza moją mamusię i kocha się z innymi paniami - jak to usłyszałam serce podeszło mi do gardła. Spojrzałam na Christophera i małą, ręce zaczęły mi się pocić. Byłam zdenerwowana, teraz chciałam tylko się dowiedzieć czy to prawda. 
 --------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                    

sobota, 13 czerwca 2015

Zakazany Owoc cz.2 - Rozdział 6



Stał przy zlewie więc ja ze względu na to, iż jestem dosyć drobną i małą osobą wślizgnęłam się pomiędzy jego, a zlew. A on nadal zmywał, no ja to nie wiem co nagle zgasł mu męski instynkt. Jeździłam rękoma po jego plecach, a na szyi i ustach zostawiałam pocałunki. A ten znowu nic, stoi i zawzięcie zmywa. Ja to nie wiem czy to jest jego jakieś hobby. Przerwał dopiero wtedy, gdy moje ręce zaczęły powoli zsuwać jego dresy, złapał mnie za nadgarstki.
-A, co Ty robisz? - spytał z uśmiechem.
-Nie mów, że nie chcesz - powiedziałam patrząc prosto w jego oczy. Przecież to jasne, że Ucker zawsze był, jest i będzie napalony. Co jak co ale to się w nim nie zmieniło. Ja już ten nie mogłam wytrzymać, jak by nie było nie kochaliśmy się tyle czasu.
-Miałem pozmywać - spojrzał na zlew.
-Później ja to zrobię -stanęłam na palcach i musnęłam jego wargi, długo nie musiałam czekać a i on całował moje usta i zjeżdżał do szyi. Swoje mokre ręce położył mi na plecach, a że Ucker jest takim geniuszem że myję naczynia w zimnej wodzie to po moich plecach przeszedł dreszcz.
-Widzisz jak na Ciebie działam - powiedział i wziął się do roboty. A mianowicie posadził mnie na blacie i stanął pomiędzy moimi nogami. Przypominam, że miałam spódniczkę  więc  widać było mi całe majtki. Ucker całował raz moje usta, raz szyję. Jego ręcę wcisnęły się pod mój obcisły top i jeździł rękoma po brzuchu. Nie długo później zostałam pozbawiona bluzki i siedziałam w samym staniku, tak dorównując kroku Uckerowi który był w samych spodniach.
-Serio w kuchni? - spytałam jak Ucker z wielką fascynacją całował moją szyję, wtedy oderwał się  i spojrzał na mnie.
-Dul, przypominam Ci, że robiliśmy to chyba w każdym możliwym miejscu w tym domu - wtedy się roześmiałam, przypomniałam sobie te wszystkie sytuację. Jedynym miejscem, którego jeszcze nie ochrzciliśmy był basen.
-Nie wszystkie, a basen? - spojrzałam z uśmiechem. Było to głupie posunięcie, był środek dnia a wiedziałam że Ucker nie przepuści takowej okazji. Już po chwili wziął mnie na ręce, a ja oplotłam nogi wkoło jego talii. Nawet na chwilę nie odrywaliśmy się od siebie, nasze usta były ciągle złączone. Szliśmy w stronę basenu, dobrze że mieliśmy wysoki płot i krzaki, bo nie chciałabym żeby któryś ze wścibskich sąsiadów coś zobaczył. Ucker już chciał wchodzić do basenu, ale w ostatniej chwili krzyknęłam.
-Wejdź sam, ja muszę wyjąć telefon - z niechęcią puścił mnie, a sam wszedł. Wyjęłam telefon i zaczęłam zsuwać z bioder krótką spódniczkę. Mój mąż uważnie się przyglądał co trochę mnie śmieszyło, wyglądał jak dziecko które pierwszy raz jest na karuzeli. Już byłam na pierwszym schodku do basenu, gdy zaczął dzwonić telefon.
-Oj chodź nie odbieraj - mówił już dosyć zniecierpliwiony Ucker, chciałam iść ale coś mnie niepokoiło. Czułam, że muszę odebrać.
-To zajmie tylko chwileczkę -podbiegłam do telefonu, który leżał na trawie.
-Dzień dobry - po drugiej stronie usłyszałam coś co zupełnie wytrąciło mnie z równowagi.


------------------------------------------------------------------------------------
                                                            Hej :)
Witam po długim czasie, nie mam dostępu praktycznie w ogóle do internetu. Teraz mam moment i dodaje, a u was postaram jak najszybciej nadrobić :)