niedziela, 22 marca 2015

Te Quedaras - Rozdział 22

Wstałam rano, leniwie przeciągnęłam się na łóżku. Przejechałam ręką na miejsce obok i było puste, czyli tak jak mogłam się spodziewać Martina już nie było. Jedyne co rzuciło mi się w oczy to mała niebieska karteczka na pościeli. Wzięłam ją do ręki, przetarłam oczy i otworzyłam.
,,Dul pojechałem zabukować bilety na lot, a później do pracy- Martin"
Nie no teraz to jeszcze mnie dobił, myślałam że ten cały jego pomysł to zwykły chwilowy wymysł, jednak to prawda on na prawdę chce wyjechać i wziąć ten cholerny ślub. Moim zdaniem jest to małe, nie dużo przegięcie. Przecież wczoraj były zaręczyny, a już za tydzień ślub. Wstałam, nie wyczłapałam się z łóżka. Chciałam wyjść z pokoju, jednak w moją nogę coś się wbiło, usiadłam szybko na podłogę, jak się po chwili okazało było to szkło. Siedziałam zastanawiając się skąd ono się wzięło i wtedy mnie oświeciło. To pieprzone zdjęcie musiała się zbić szybka. Zaczęłam go nerwowo szukać, jak by nie było miało dla mnie jakąś wartość sentymentalną. Byłam już ostro poddenerwowane jego nigdzie, dosłownie nigdzie nie było. Po jakiś 20-30 minutach szukania poddałam się i zeszłam zrobić śniadanie, bo głód coraz bardziej mi doskwierał. Byłam sama nie mam pojęcia co się z tymi ludźmi dzieję, ciągle gdzieś ich nosi. Wychodzą rano wracają nawet nie wiem kiedy. Siedząc przy stole, powolnie przeżuwałam płatki. Tak wiem dosyć kreatywne śniadanie, jednak nie miałam ochoty na nic więcej. Nie pozmywałam po sobie i usiadłam przed telewizorem, włączyłam jakiś nudny teleturniej. Podkuliłam nogi pod brodę i przyglądałam się ślepo w ekran, moje oczy się zaszkliły. Po chwili już płynęły z nich łzy, byłam załamana. Perspektywa życia ustatkowanego u boku Martina mnie przerażała, nie chciałam być uwięziona do końca życia, a małżeństwo do tego prowadziło. Płakałam tak już z dobre 10 minut, wtedy otarłam oczy i zdałam sobie sprawie, że nie mogę się załamywać będzie dobrze, a jak mi się nie spodoba to po prostu wezmę rozwód.

Wstałam szczęśliwa, ale tak szybko jak uśmiech pojawił się na mojej twarzy tak samo szybko zszedł. Nie było przy mnie Poncho, nigdzie dosłownie a na dodatek nie obudziłam się w jego ramionach, a w jego łóżku. Szybko i energicznie wstałam z łóżka i wybiegłam jak burza do salonu, tam też go nie było. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać, tak płakać ten facet niszczy mnie od środka. W sumie nie tylko on, a co uczucie którym go darze. Po nie długiej chwili usłyszałam jak zamek w drzwiach przekręca się, a drzwi otwierają. Do środka wszedł tak po prostu z uśmiechem na ustach Ponchito. Od razu zauważył, że płakałam postawił siatki z zakupami na blacie w kuchni i podszedł do mnie powoli.
-Co się stało? - spytał lekko zdziwiony.
-My,,, Myślałam, że mnie zostawiłeś i wyszedłeś tak po prostu - mówiłam, a łzy spływały coraz szybciej z moich oczu.
-Ej poszedłem tylko po zakupy, nie mieliśmy nic do zjedzenia nie zostawię Cię - powiedział przecierając kciukiem moje mokre policzki.
-Nigdy?
-Będziesz na mnie skazana do końca życia - uśmiechnął się.
-Czy to znaczy no wiesz? - spytałam cicho i niepewnie.
-To może zapytam, Anahi czy w końcu po tych 7 latach zechciałabyś być moją kobietą?
-Tak - krzyknęłam uradowana i rzuciłam mu się na szyje, jak najszybciej w przeciągu paru sekund zatopiłam się w jego wargach zapominając o wszystkim wkoło.

Na siedzeniu przed telewizorem spędziłam cały dzień, no co w końcu była niedziela nie miałam nic lepszego do roboty. Według moich skomplikowanych obliczeń jutro jest poniedziałek co oznacza ostatni dzień w pracy i koniec. We wtorek wylatujemy do Brazylii. Nie mam zamiaru nikogo o tym informować, a na pewno nie Uckera czy Ann. Jej zostawię tylko zaproszenie na ślub dla niej, mamy i ojca. A Ucker no cóż chyba postąpię tak jak parę lat do tyłu zostawię mu tylko karteczkę z tym co chciałabym powiedzieć mu, ale nie mogę. Weszłam na górę do pokoju i wyjęłam z szafy walizki. Dopiero co je rozpakowywałam, a już muszę się pakować to nie ma sensu. Otworzyłam je i zaczęłam wrzucać po kolei ciuchy, gdy je już zapakowałam wzięłam się za drobne rzeczy. Znów to robiłam, uciekałam od problemów wiedziałam jak to wszystkich zaboli, w szczególności Anahi i Uckera. Mniejsza z tym trzeba myśleć przyszłościowo, a ja to właśnie robiłam. Zapakowałam wszystko co potrzebowałam oprócz ciuchów na jutro do pracy i jakiegoś wygodnego zestawu na lot. Schowałam walizki pod łóżkiem, żeby nikt przypadkiem ich nie zobaczył to miała być tajemnica. Poszłam się wykąpać i położyłam do łóżka, nie czekałam już na Martina, nie chciałam czekać to był dla mnie ciężki dzień. Ciągle przypominałam sobie wszystkie momenty z mojego życia, jakie przytrafiły mi się w tym domu, mieście, kraju. Pogrążona w tych wspomnieniach po prostu zasnęłam. Rano musiałam wstać, czekał mnie kolejny a zarazem ostatni dzień w pracy co wiązało się też z ostatnim spotkaniem z Uckerem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
                                                              Hejo!!
Witam was z kolejnym nudnym rozdziałem tak szybko, jak obiecałam ! :) Mówię nudny, bo ten jest dosłownie o niczym. Mam nadzieję, że mimo wszystko jakoś znośnie się go przeczytało i za bardzo was nie zmęczył :) Kolejny no będzie kiedyś hahahah :* Do następnego !! :)

6 komentarzy:

  1. Niee!!! ona nie moźe go kolejny raz opuścić! Jak ona wyjedzie będzie to koniec chyba źe jednak jakimś cudek ufolódek jedzący facetów zje Martina i na przystawkę samolot którym mają lecieć a Dulce wróci do Uceka hahaha te moje wymysły no nic czekam na kolejny a ty rozwaź moją propozycje u mnie wreszcie kolejny rozdział więc zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeeeee!!- to taki zwrot ogólny, podsumowujący ten rozdział xD Po raz drugi dzisiejszego dnia serce podchodzi mi do gardła i aż nwm co mam robić. A nie mam już mamby na pocieszenie, haha :-D No więc do rzeczy: no nmg, brak mi słów... Dobra, lecimy: czy tą Dulę naprawdę je*ie w dekiel?! No ku*wa... Po prostu szczyt odwagi i dojrzałości: uciekać od problemów. No jasne, list pożegnalny załatwi sprawę... Gratulacje!! Eh... Ona nie może wyjechać! Przepraszam za wyrażenie, no ale nie potrafię inaczej: je*ana egoistka i tyle!! A Ucker?? On się do cholery nie liczy?! Niby go kocha, a tak naprawdę to ma gdzieś jego uczucia... Ona jest po prostu zajebista :-\ A jak się domyślam, zdjęcie za*ebał Martin. Dobra koniec, bo już i tak ostro przesadziłam w tym komentarzu, heh xD Wybacz, ale wiesz... To te emocje :* Ja chcę szybko kolejny!!
    P.s. Dodałabym poważne pismo urzędowe, ale nie będę spamować xD (tak, te poufne, zaczynające się od słowa UWAGA!)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dulce nie może wyjechać, brak mi słów o jej zachowaniu... :/ Ona tylko myśli o sobie już o Ann i Uckerze nie pomyśli. Mam nadzieję że jakimś cudem Ucker dowie się o jej wyjeździe i tym razem nie pozwoli jej wyjechać. Czekam z niecierpliwością na następny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio? Znowu chce uciec.:( mam nadzieje że nie.;) czekam na kolejny rozdział.;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah ta Dulce napisze że jest kretynką chodź to bardzo ciężkie dla mnie jak ona może wybrać tego Martina on jest okropny, paskudny chce aby Ucker został jej mężem, ojcem jej dzieci, kochankiem, kucharzem, sprzątaczem nie wiem kim jeszcze oo nawet i strażakiem !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!. Jestem wściekła ona zachowuje się jak 7 lat temu jak niedojrzała gówniara teraz powinna być mądrzejsza i wybrać Christophera ufff . I tyle.

    OdpowiedzUsuń